Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

starczy do zniesienia podobnego cierpienia!... Powiadasz, ojcze, że matka jest w Melun... Moje miejsce tam... przy niej... Jeżeli nie zechcesz zawieźć mnie do niej, pojadę tam sama, nie jutro, lecz dziś, zaraz, natychmiast! I dając dowód niezwykłej tak delekatnej i wątłej istocie energji, skierowała się ku drzwiom.
Bankier poskoczył za nią i ująwszy wpół, mówił:
— Edmo... ukochana moja Edmo, pozostań przy mnie, błagam cię, pozostań, potrzeba tego koniecznie.
— No to — odrzekła dziko z rozdzierajęcym płaczem — no to powiedz mi, gdzie moja matka, co się z nią dzieje. Jeżeli żyje, zaprowadź mnie do niej.. jeżeli nie żyje, to chodźmy na jej mogiłę, niech przynajmniej ją łzami obleję! Milczenie twoje mnie zabija. Ja chcę wiedzieć, czy mama żyje, czy umarła... Usuń z mego serca zwątpienie a niepokój ustąpi z duszy... Błagam cię, ojcze... błagam na kolanach...
I klękła na dywanie, zalana łzami i drżąca wyciągnęła ręce ku ojcu: Doświadczał on katuszy, które napróżno sililibyśmy się opisywać.
— Mój ojcze — ciągnęła Edma z coraz większą rozpaczą — odpowiedz mi.. odpowiedz, albo zwarjuję!.. Słyszysz, zwarjuję... zwarjuję... zwarjuję...
Na ten straszny wyraz, wymówiony przez córkę, pan Delariviére zachwiał się, przyłożył rękę do serca, aby mu nie pękło z żalu.
— Cicho bądź! — zawołał zagasłym głosem — cicho bądź... miej litość nademną...
Osłabł tak, że się zachwiał i o mało nie padł na ziemię. Edma zerwała się, podtrzymała ojca i podprowadziła do krzesła. Uklękła zaraz przed nim, ujęła zimną jego rękę i okrywała ją pocałunkami.
— O! mój ojcze... mój biedny ojcze! co to za okropny cios musiał nas dotknąć, skoro powalił nawet ciebie tak odważnego i dzielnego...
— Nie mam już siły, ani dzielności, ani odwagi — szepnął starzec tak cicho, iż pochylona nad nim Edma zaledwie mogła dosłyszeć, co mówi. — Są to widzisz boleści, które