Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wewnętrzny powtarzał jej nieustannie, że ją oszukują, i że ukrywają coś przed nią. Wydawało jej się niepodobnem, niemożebnem, aby ojciec znajdował się z nią w Paryżu, a cierpiąca matka sama jedna w Melun. Noc cała przeszła jej w tej niepewności, w tej nieokreślonej obawie... Przyzwyczajona od dzieciństwa wstawać równo z dniem, przed ósmą była już na nogach. Uczesała przepyszne swe włosy, które spadając na ramiona, okrywały ją jakby wachlarzem, otworzyła walizkę, włożyła najpiękniejszą toaletę świąteczną i poszła zastukać lekko do sąsiedniego pokoju.
— Ojczulku — odezwała się — to ja... czy mogę wejść?...
— Proszę cię, kochane dziecię — odpowiedział bankier. Wstał z siedzenia, posłyszawszy głos Edmy. Młoda dziewczyna objęła go za szyję...
— Dzieńdobry ojczulku!... jakże też noc spędziłeś?
— Nie tęgo, pieszczotko... wcale nie tęgo... a ty?
— Jak najgorzej!...
— Dlaczego?
— Przeszkadzał mi ten hałas nieustanny... Zdawało mi się, że jestem w jakimś ogromnym ulu, gdzie pszczoły brzęczą nieustannie...
— Niedługo tu zabawimy — odrzekł bankier. — Fabrycjusz zaraz rano zajmie się wyszukaniem dogodnego pomieszczenia... Czy nie potrzebujesz czego, moje dziecię?
— Nie ojcze...
Parę chwil następnych ojciec i córka zachowywali milczenie. Usteczka Edmy poruszały się nerwowo. Miała wielką ochotę zbadać ojca, ale nie wiedziała, jakby zacząć rozmowę. Nakoniec zdobyła się na odwagę.
— A gdzie po śniadaniu pojedziemy? — odezwała się nieśmiało.
Pan Delariviére drgnął. Odgadł myśli córki i nie wiedział, jak się zachować.
— Po śniadaniu — odrzekł — wyjedziemy sobie trochę... bo mam do załatwienia kilka ważnych interesów. Wstąpimy również do jakiego magazynu, bo potrzeba ci zrzucić już ubranie pensjonarskie... Potrzeba ci całej wyprawy... Nieprawda?