Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przewoźnik dał mi do zrozumienia, że oprócz tych wskazówek i domysłów, był w posiadaniu rzeczy bardzo ważnej, jakiegoś materjalnego dowodu o egzystencji wspólnika.
— O! do djabła!
— Naglony przezemnie o wypowiedzenie się w tym przedmiocie, myślał, że sobie z niego żartuję, że powiedział i tak już za dużo... I nie chciał już wcale gadać, nie mogłem też wyciągnąć z niego więcej ani słowa.
— Nie chciał nic powiedzieć o tym jakimś dowodzie?...
— Tak... Napróżno podchwytywałem go bardzo zręcznie, pozostał jak grób milczącym, a to milczenie pozwala przypuszczać, że ma coś w ręku istotnie.
— Początkowe jego opowiadanie powinnno cię było naprowadzić na jakiś domysł — odezwał się Renè Jancelyn.
— Szukałem, ale nie mogłem nic znaleźć.
Po chwilowem milczeniu Rittner odezwał się znowu:
— Działajmy na sposób romansopisarza Gaboirou i przeprowadźmy małe śledztwo... Zatem w czołnie odkrył majtek ślady butów twoich?...
— Tak...
— Po użyciu czołna odstawiłeś je wszak na miejsce?
— Naturalnie, ale po węźle nie marynarskim, na jaki zawiązałem statek, stary wyga poznał, że był odwiązanym podczas nocy.
— Do licha! Łotr to widocznie bardzo przebiegły |
— Głupi na oko... w gruncie jest inteligentny...
— Czy w |czołnie — ciągnął dalej Frantz Rittner, idąc za biegiem swojej myśli, nie pozostawiłeś czego przypadkiem?
— Nie miałem nic przy sobie...
— Pomyślno tylko dobrze... Bywałeś na posiedzeniach sądowych, miałeś przed oczami przedmioty przekonywujące... Zastanów się, czy z tego wszystkiego nie błyśnie ci jakie światło?...
Fabrycjusz się zastanowił.
— Nie — odrzekł po chwili — jestem najpewniejszy. Prokuratorja przedstawiła tylko trzy dowody, pugilares, bilet bankowy, jaki jeszcze Piotrowi był pozostał, rewolwer...