Strona:PL X de Montépin Lekarz obłąkanych.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co pocznie, skoro się dowie, że cię już niema tutaj i gdy nie będzie wiedział, gdzie cię szukać?
— Ależ będzie wiedział — przerwała Edma.
— Jakim sposobem?
— Jest przecież doktorem w Melun i dogląda, mamy, cierpiącej jeszcze trochę. Ojciec zawiezie mnie tam jutro, tam będę swobodniejszą daleko, będę mogła rozmawiać z nim dowoli, nie tając się z tem wcale, a pomału znajdziemy sposobność powiedzenia rodzicom, że się kochamy.
— A no prawda — odrzekła Marta z westchnieniem. — Szczęśliwa z ciebie dziewczyna. Ale co ja tu robić będę bez ciebie? Zamrę chyba z nudów.
— Będziesz odbierała sążniste odemnie listy, a w nich szczegółowe sprawozdania o wszystkiem, będę też odwiedzać cię jak najczęściej, a już wakacja to musimy spędzić razem.
— Tak, to przynajmniej ta miła perspektywa uspakaja mnie trochę.
— Tymczasem chodź mi pomódz,
Obie panienki udały się najprzód do klasy, gdzie zabrały książki Edmy, potem do sypialni i do garderoby po jej bieliznę i suknie.
Przez ten czas pan Delariviére zapłacił rachunek przełożonej i zostawił hojną gratyfikację dla służby.
Po obiedzie Fabrycjusz opuścił bankiera, obiecując nazajutrz obejrzeć willę w Neuilly i przyjść na śniadanie.
Projekt osiedlenia się w prześlicznym domku z ogromnym parkiem tuż pod Paryżem zachwycił Edmę.
Fabrycjusz zajmował przy ulicy Clichy, w oficynie, w głębi dużego podwórza, mieszkanie na parterze.
Powracał do siebie, upadając ze znużenia i zamierzał zaraz się położyć.
Szwajcar zatrzymał go w bramie.
— Panie Leclére — rzekł, szukając w skrzynce, w której każdy przedział oznaczony był nazwiskiem lokatora — mam list do pana.
— Z Paryża? — zapytał machinalnie Fabrycjusz.