Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdzież jest mój mąż? — zapytała odwracając się.
— To właśnie on... — — odpowiedział doktór Hèlouin.
Blanka zrobiła poruszenie pełne zdziwienia.
— On! — powtórzyła. — Ah! miałeś słuszność doktorze, ten biedak nie jest niebezpiecznym... Proszę mi otworzyć pójdę do niego.
— Sama?
— Ma się rozumieć... Rozmowa moja z hrabią, nie może mieć świadków...
— Czy rozmowa ta będzie długą?
— Nie wiem... Dlaczego pytasz się pan o to?
— Dla tego, bym mógł znów stawić się na rozkazy pani hrabiny, skoro wyjdzie z pawilonu.
— Sądzę, że mniej więcej za pół godziny skończymy.
— Ja — rzekł pan Roch — pozostanę w przedpokoju.
Pani de Nancey przestąpiła próg drzwi otworzonych przez dozorcę, które natychmiast zamknięto za nią.
Usłyszawszy na posadzce szelest kobiecej sukni, pan de Nancey zwrócił głowę do połowy i patrzył.
Położenie jego reszty ciała nie zmieniło się, tylko żywszy blask przemknął przez źrenice jego, a pod długiemi białemi wąsami zabłąkał się uśmiech.
Pani de Nancey wzięła krzesło i usiadła obok męża.
Przez parę sekund pozostała milczącą, do siebie tylko mówiła po cichu:
— Oto co z niego zrobiłam! Zemsta moja przeszła wszelkie moje oczekiwania!
W obecności tego człowieka, który przestał być czło-