Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem, że pani hrabina objawiała już niejednokrotnie chęć odwiedzenia pana hrabiego...
— I cóż?
— Uśmiechnął się... Tak, pani, uśmiechnął się prawdziwie!... Że zaś oświadczyłem, iż pani hrabina obawia się być natrętną, odpowiedział najwyraźniej: „Być natrętną? Ona? Blanka?... Nie... nie... Niech przyjdzie!... Czekam na nią!...“
— Powiedział to! — zawołała młoda kobieta.
— To są jego własne wyrazy... Co przyznaję, wlało we mnie wielką otuchę. Jeżeli pani hrabina zdecyduje się na krok, nudny, to prawda, lecz w rezultacie nieskończenie prosty i naturalny, dość będzie użyć małej pieszczoty, aby nakłonić pana hrabiego do napisania krótkiego olograficznego testamentu, który uratuje położenie...
— Czy pan sądziłeś, że się będę wahać? — zapytała gwałtownie Blanka. — Wtedy dopiero mnie możnaby pomówić o szaleńswo!
— Zatem pani hrabina zechce udać się do Chatou?
— Ma się rozumieć!...
— A kiedy? Niebawem trzeba, czas ucieka!
— Na nieszczęście dziś już zapóźno, ale jadę jutro.
— Brawo! śmiem twierdzić, że pani hrabina powróci ztamtąd miljonerką...
— Co trzeba podyktować hrabiemu?
— Zaraz pani powiem... a raczej napiszę...
Eks-adwokat wziął ćwiartkę papieru i nakreślił następujące słowa, które odczytywał głośno w miarę jak pióro posuwał na papierze:
„Oświadczam, że hrabinę de Nancey, moją żonę czy-