Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Roch jakieśmy to wyżej powiedzieli, miał pozór pięćdziesięcioletniego bankiera, który chce się podobać paniom.
Fumel zaś był wcieleniem biórokracyi oszczędnej, akuratnej i surowej w obyczajach.
Długi, suchy, osadzony na dwóch nogach podobnych do szczudeł, miał włosy płaskie i siwiejące, twarz bladą starannie wygoloną bez najmniejszego zarostu. Biały krawat z czasów 1840 roku ściskał jego nieproporcyonalną szyję, z pod którego wychodziły dwa szpice fałszywego kołnierza średnio wykrochmalonego.
Ubrany całkiem czarno, miał na sobie, nie surdut, ale klasyczne ubranie o kwadratowych połach. Odzienie jego bardzo czyste, przeświecało jednak gdzie niegdzie, (dowód długiego używania).
Nogi szerokie i płaskie rozkładały się w trzewikach wyczernionych, zachodzących wysoko na czarne pończochy, a związanych sznurkami z filozeli.
Okulary kształtu niepamiętnych czasów, oprawne nie w złoto, jak u pana Roch, ale w niebieskawą stal, przysłaniały przenikliwy wzrok małych jego czarnych oczek.
— Siadaj Fumel — rzekł eks-adwokat — pani hrabina pozwoli.
Specyalny dyrektor agencyi tajnych wiadomości ukłonił się znowu i usiadł na skraju fotelu, odchyliwszy starannie poły swego ubrania.
— Mówimy? — rzekł nareszcie zwracając się jednocześnie do Blanki i wspólnika. — O co idzie?
— O wyszukanie adresu — odpowiedział pan Roch.