Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łączący pokoje jej z mieskaniem siotrzenicy, i weszła do sypialni młodej dziewczyny.
Nie zastała tam nikogo a okna szczelnie były pozamykane, chociaż wesołe słońce jesienne kokieteryjnie zaglądało w szyby.
A przecież Alicya lubiła przedewszystko świeże powietrze i światło słoneczne.
— Zwykle wychodząc z łóżka, jeżeli tylko dopisywała pogoda, otwierała najsamprzód okna.
— Dziwna rzecz! pomyślała pani Laféne; dokąd ona pójść mogła?... dlaczego nie przyszła powiedzieć mi dzień dobry? Zaniedbała tego po raz pierwszy od lat dziesięciu? Ah! jak ta miłość przewraca głowy młodym dziewczętom! Zaledwie serce mocniej uderzy, już zapominają o nas, a przecież my tak te niewdzięcznice kochamy.
Po krótkim owym monologu, zacna kobieta odsunęła rygiel u okna, co wywołało szczebiot pomiędzy ptastwem wyczekującem na zwykłe swoje śniadanie, które im co dnia sypała szczodra rączka ich przyjaciółki a nachylając się za okno, trzykrotnie zawołała:
— Alicyo!... Alicyo!... Alicyo!...
Świeży i wdzięczny głos ukochanego dziecka nie odpowiedział wcale.
— Dziwna rzecz! — powtórzyła pani Laféne, która zaczynała się już obawiać na seryo. — Gdzie ona może być? świece paliły się przez całą noc... Gdyby nie to iż wiem, że żadne nieszczęście miejsca mieć nie mogło, obawiałabym się! — Oj! usłyszy burę za ten mój niepokój.
Dobra kobieta powróciła na środek pokoju, a w tem