Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wielkiemi krokami po swoim apartamencie, z namarczszoną brwią i pochmurnem czołem.
Ta nowa intryga niepodobała mu się wcale. Zrobić z pani de Nancey szpiega na żołdzie pruskim i owszem; ale uczynić z niej faworytę, to go niepokoiło. Jak można pozwalać na jakikolwiek inny wpływ, prócz na swój? wpływ francuzki? wpływ, który w miarę wzrostu mógłby się stać niebezpiecznym? Niepodobna!.... Ale jak przeszkodzić najwyższej woli?
Nagle ponura twarz jego ekscelencyi wypogodziła się, a brew zmarszczona przed chwilą, rozsunęła się. Uśmiech skurczył wargę przed gęstym i twardym wąsem. Rozwiązanie zagadki miał już na myśli.
O godzinie dziewiątej punktualnie, pan de Hertzog wchodził na schody prowadzące do mieszkania pani de Nancey. Miał towarzysza, którego szeroki kapelusz zakrywał całkiem zwierzchnią część twarzy, dolna zaś połowa znikała w podniesionym kołnierzu wielkiego płaszcza, który nie odpowiadał bynajmniej porze. Pomiędzy kapeluszem a płaszczem, zaledwie rozpoznać można było długie faworyty białe.
Pani de Nancey czekała, pełna wdzięku i powabu, do czego przyczyniało się i to nie mało, że lica jej zazwyczaj blade, pokryły się delikatnym rumieńcem, pod wpływem bardzo racyonalnej gorączki.
Spirytusowa lampka paliła się pod samowarem, filiżanki były gotowe.
Obecność lokaja była tam bowiem zupełnie zbyteczną.
Bardzo ożywiona rozmowa wszczęła się odrazu.