— Nic nie mówiono, odpowiedział rządca.
O godzinie trzeciej punkt, drzwi otworzono i oznajmiono:
— Pan baron de Hertzog.
Mały prusaczek wszedł jeszcze uniżeńszy, bardziej skurczony, więcej służalczy niż zwykle.
Złożywszy niekończące się nigdy swe hołdy, zwrócił całą uwagę na bukiet stojący przed panią de Nancey.
— Ah! co za bukiet! — zawołał przesadnie. — To bukiet co się zowie! Cudowny bukiet!
Blanka przerwała szybko ten entuzjazm, mówiąc:
— Delikatniej by było, gdybyś go pan tak nie podziwiał. Przypuszczam bowiem, że pochodzi od pana.
— Pani hrabina jest w błędzie — odparł pan de Hertzog — pochodzenie jego wyżej sięga!... Nie odważyłbym się, ja chudy pachołek na prezent tak znaczący; gdyż albo mało się rozumiem na mowie kwiatów, albo też połączenie kamelii śnieżnej barwy, z ognistym kolorem powiada wyraźnie, że jest zamiar płomieniem miłości, stopić lody serca pani... Nie zdaje się pani tak jak mnie, że jest coś królewskiego w tym podarunku przysłanym z niewiadomej ręki, królowej piękności.