Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Właśnie, znajdziesz się pan tam, gdzie być powinieneś, odparł gniewnie Theifer, i nie dla przyjemności ale z urzędu pytać cię o wszystko muszę.
Odpowiadaj więc jak należy, radzę to we własnym pańskim interesie. Przybywasz pan z Londynu?
— Jużeś mnie pan raz zapytywał o to w chwili przyaresztowania, odparł cierpko Ireneusz.
Potwierdziłem, co dowodzi żeś pan był dobrze poinformowanym.
Inspektor zmarszczył czoło, spoglądając z pod oka na mówiącego.
— Do czego doprowadzi ta zwada? zapytał po chwili.
— To nie zwada, bynajmniej... Udowadniam tylko że się pan pytasz powtórnie o jedno i toż samo a mnie to nudzi, pana męczy, nieprzynosząc żadnemu z nas pożytku.
Theifer niecierpliwił się widocznie.
— Gdzie pan mieszkasz? Krzyknął gwałtownie.
— Gdzie mieszkam? powtórzył Moulin, sądzę że pan o tem najlepiej powinieneś wiedzieć.
— Odpowiadać proszę na pytania, a niewdawać się w dyskusję... wrzasnął zaledwie hamując się inspektor.
— Jeżeli pan niewiesz gdzie mieszkam, ciągnął z obojętnością mechanik, to ja bezwarunkowo panu tej kwestyi nie załatwię. Szukaj pan... wszakże to wasze rzemiosło...
Theifer zerwawszy się z krzesła spojrzał na obwinionego tak przeszywającym wzrokiem, że każdy inny w jego miejscu zląkł by się tej strasznej lubo niemej groźby.
— Jak widzę, zawołał, postanowiłeś pan dzisiaj wyprowadzić mnie z granic cierpliwości?...
— Postanowiłem tylko zachować się we właściwym sobie stanowisku, i powstrzymać pana gdybyś chciał o swoim zapomnieć odrzekł Moulin... Jesteś pan zapewne agentem bezpieczeństwa, mimo że nie widziałem pańskiej nominacyi. Otrzymałeś pan rozkaz przytrzymania mnie... Niewiedziałem