ła mnie wciąż ku sobie tem więcej, że dama nie rozstawała się z nią na chwilę, co dowodziło, że musiała być dobrze nadzianą banknotami.
Jakiż to był ogrom tych zniesionych bagażów, moi przyjaciele! — Skrzynie, kuferki, zawiniątka, walizy, było tego bez liczby!
Wychudzone szkapy dorożkarskie miały co dźwigać!..
Przed zajęciem miejsca obok woźnicy, zbliżyłem się do drzwiczek drugiego powozu, jak lokaj obeznany ze służbą zapytując:
— Gdzie mamy jechać, milady?
— Na Berlińską ulicę, numer 24.
Oba fjakry ruszyły z miejsca i niezadługo zatrzymaliśmy się przed dwupiętrowym pałacykiem. Wszystkie okiennice wewnątrz, były szczelnie zamknięte.
Zeskoczyłem z siedzenia, ażeby pomódz wysiąść tym damom.
Podróżna czarnowłosa, wyskoczyła lekko na chodnik, a wyjąwszy klucz z kieszeni, zaczęła nim otwierać furtkę znajdującą się we wjazdowej bramie.
Nastręczyła się sposobność, a więc zapytałem;
— Jeżeli milady sobie życzy, mógłbym potrzymać torbę, która jej przeszkadza...
— Nie potrzeba; — odpowiedziała. — Otwórz ten zamek, a następnie bramę.
Spełniłem rozkaz. Oba fjakry wjechały na dziedziniec i zaczęliśmy zdejmować pakunki, podczas gdy dama otwierała kluczem drzwi od mieszkania.