Był to Piotr Loriot, który swym fjakrem oznaczonym 13. numerem przewiózł dnia poprzedniego do willi panią Amadis z córką pułkownika i służącą.
Loriot powracając próżnym fjakrem do Paryża, zgodził się na wynagrodzenie dziesięciu franków za zabranie Jerzego, poczem za chwilę odjechali.
W parę godzin później tentent konia wpadającego galopem na podwórze oberży, zwrócił uwagę Klaudji. Podbiegłszy do okna, ujrzała młodego mężczyznę, który, zeskoczywszy z konia, oddał lejce stajennemu.
Owym przybyłym był książę Zygmunt de la Tour-Vandieu.
Zapytawszy o drogę do willi pani Rougeau-Plumeau, spieszno się oddalił.
Klaudja zmarszczyła czoło z niezadowoleniem, sytuacja bowiem gmatwała się w sposób niespodziewany.
Zygmunt wyszedł z oberży, to prawda, ale mógł powrócić, dla odbioru konia, a wtedy mógł się spotkać, ze swym bratem Jerzym, którego obecność w Brunoy wydałaby się tamtemu podejrzaną.
Trzeba było nieuchronnie przeszkodzić temu spotkaniu. Jerzy miał powrócić wieczorem.
Klaudja wyszła przeto o zmierzchu z zamiarem oczekiwania przy drodze na kochanka, i powstrzymania go w miejscu.
Przystanąwszy po za ostatnim domem w Brunoy, usiadła nad brzegiem rowu.
Około ósmej wieczorem, posłyszała tentent kopyt końskich, i przy blasku dwóch latarń, dostrzegła zbliżający się kabrjolet, a w nim Jerzego, siedzącego obok woźnicy.
— Stój!.. zawołała, zrywając się z miejsca.
Kabrjolet się zatrzymał. Jerzy poznawszy głos swojej metresy, wysiadł i zbliżył się do niej.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/158
Wygląd
Ta strona została skorygowana.