Strona:PL Wyspiański - Legenda.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KRAK

Cóż tak spieszycie, cóż tak chyżo,
cóż tak wam ręce gorą,
co jedna nić uwije świeżą,
dwie drugie w matnie biorą — — ?

Hej, hej, nad moją tak kołyską
przędziwo przędli żywo;
posiądźcie bliżej, siądźcie blisko, —
zapalcie hań łuczywo.

Niech widzę, niech się na to patrzę
dajcie do rąk na chwilę;
spominać młodość serce radsze,
minęło czasu tyle.

(Tu się brona, którą wrota zaparte,
sama ze się ku górze uniosła
i znów widać przestrzenie otwarte
i hej aż bory i Wisłę,
jasną w księżycu.

Cóż to za gawiedź ludków wchodzi,
cóż za chór dziewek ich otacza?
Wieńcem weselne koło zawodzi,
wieńcem oplotła króla-oracza.

Dziwne ich stroje, dziwne szaty,
ubiory jakieś świetne;
na biodrach kwiecie, we włosach kwiaty
I pęki w rękach kwietne.