Strona:PL Wyspiański - Hamlet.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nadejść może ten dzień, gdy o mury pałacu obije się ten okrzyk i wstrząśnie gmachem: »Hamlet królem!«
»Niech żyje król Hamlet!«
Okrzyk ten, w trwodze swej i lęku zbrodniarza, — słyszy król Klaupyusz ciągle i chwila ta, im dłużej w Hamleta król patrzy, wydaje mu się — nieunikniona. Do tego więc nie może dopuścić. Hamleta musi usunąć!
Ale w całym tym dramacie królewskim, w całej tej sprawie następstwa na tronie królewskim i w całej tej sprawie praw do korony, — nigdzie nie ma żadnego nigdy miejsca na ród Poloniuszów.
Właśnie Szekspir Laertesa obmyślił, (nową zupełnie i przez siebie kreowaną postać) jako parodyę Hamleta, parodyę w dobrym guście, człowieka nie bez zalet, (»cenię go bardzo« mówi o nim Hamlet) — ale człowieka nie takiego przecież jak Hamlet i wcale Hamletowi nie — równego.
Są więc te słowa:
— »wybierajny króla!«
— »wiwat król!«
— ktoś »na czele powstańców powalający straż króla Klaudyusza i jako Ocean z łoża swojego wybiegły, z taką siłą łamiący opór Klaudyuszowej straży«, —
są więc te słowa słowami z dramatu według dawnej legendy, dramatu lichego, poprawionego z lekka przez Szekspira, zanim naprawdę i całkowicie Hamleta tragedyą się zajął. I są te słowa słowami, odnoszącymi się do, wyzutego z praw królewskich, królewicza Danii prawego, do syna zwycięzcy nad Norwegczykiem, do księcia Hamleta.
W dramacie jednak zredagowanym i to redagowanym dwukrotnie ręką i umysłem Szekspira, między rokiem