miasto? I rzekł: Nie zatracę, jeźli tam najdę czterdziestu piąci.
29. Rzekł jeszcze do niego: A jeźli się tam najdą czterdzieści, co uczynisz? Odpowiedział: Nie zatracę dla czterdziestu.
30. Rzekł: Nie gniewaj się Panie, proszę, jeźli przemówię. A jeźli się tam najdą trzydzieści? Odpowiedział: Nie uczynię, jeźli tam najdę trzydziestu.
31. Rzekł: Gdyżem raz począł, będę mówił do Pana mego: A jeźli się tam najdą dwadzieścia? Odpowiedział: Nie zatracę dla dwudziestu.
32. Proszę, rzekł, nie gniewaj się Panie, jeźli jeszcze raz przerzekę: A jeźli się tam najdą dziesięć? Odpowiedział: Nie zatracę dla dziesiąci.
33. I poszedł Pan, jako przestał mówić do Abrahama: a on się téż wrócił na miejsce swoje.
I przyszli dwaj Aniołowie do Sodomy w wieczór, i gdy Lot siedział w bronie miejskiéj. Który ujrzawszy je, wstał, i szedł przeciwko nim: i pokłonił się twarzą do ziemie, [1]
2. I rzekł: Proszę Panowie, wstąpcie do domu pacholęcia waszego, a zostańcie w nim. Umyjcie nogi swoje, a rano pójdziecie w drogę waszę. A oni odpowiedzieli: By najmniéj, ale na ulicy zostaniemy.
3. Przymusił ich bardzo, aby stanęli u niego: a gdy weszli do domu jego, sprawił ucztę i napiekł chleba przasnego, i jedli.
4. Ale pierwéj niż poszli spać, ludzie z miasta obstąpili dom, od chłopięcia aż do starego, wszystek lud pospołu.
5. I zawołali Lota i rzekli mu: Gdzie są mężowie, którzy weszli do ciebie w nocy? wywiedź je tu, abychmy je poznali.
6. Wyszedłszy do nich Lot, zamknąwszy drzwi za sobą rzekł:
7. Nie czyńcie, proszę, bracia moi, nie czyńcie téj złości.
8. Mam dwie córki, które jeszcze nie poznały męża: wywiodę je do was, a czyńcie z niemi, jako się wam podoba, byleście jedno mężom tym nic złego nie czynili; bo weszli pod cieniem dachu mego.
9. A oni rzekli: Pójdźże tam: i zasię rzekli: Przyszedłeś tu jako przychodzień, czyli abyś sądził? ciebie tedy samego bardziéj niźli je dręczyć będziemy. I czynili gwałt Lotowi bardzo ciężko: i już bliżu było, że drzwi wyłomili. [2]
10. A oto wyciągnęli rękę mężowie i wwiedli Lota w dom do siebie, i zamknęli drzwi.
11. A one, którzy przed domem byli, pozarażali ślepotą od najmniejszego aż do największego, tak iż drzwi naleść nie mogli.
12. I rzekli do Lota: Masz tu kogo z swoich? zięcia, albo syny, albo córki? wszystkie, którzy są twoi, wyprowadź z miasta tego;
13. Zgładziemy bowiem to miejsce, przeto iż przemógł krzyk ich przed Panem, który nas posłał, abyśmy je wytracili.
14. Wyszedłszy tedy Lot, mówił do zięciów swoich, którzy mieli pojąć córki jego, i rzekł: Wstańcie, wynidźcie z miejsca tego; bo zatraci Pan miasto to. I zdał się im, jakoby żartem mówił.
15. A gdy było rano, przymuszali go Aniołowie mówiąc: Wstań, weźmij żonę twoję i dwie córki, które masz, abyś i ty pospołu nie zginął we złości miasta.
16. A gdy się on ociągał, ujęli rękę jego i rękę żony jego i dwu córek jego, przeto iż mu Pan folgował.
17. I wywiedli go, i postawili przed miastem: i tam mówili do niego, mówiąc: Zachowaj duszę twoją: nie oglądaj się nazad, ani postawaj we wszystkiéj wokół krainie: ale na górze zachowaj się, byś i ty pospołu nie zginął.
18. I rzekł Lot do nich: Proszę, Panie mój,
19. Ponieważ nalazł sługa twój łaskę przed tobą, a uwielbiłeś miłosierdzie twoje, któreś uczynił zemną, abyś zachował duszę moję: i na górze nie mogę być zachowany, by mię snadź nie zachwyciło złe i nie umarł.
20. Jest miasto tu blisko, do którego mogę uciec, małe, a będę w niem