Strona:PL Wszystko i nic (Żeromski).djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koszy. Cieszyła go myśl, że jest zdala od więzień i miast. Podobał mu się ów człowiek, klęczący przed ogniem. Pomyślał:
— To jest pewnikiem ów Michta, czy Michcik, «wierny sługa».
W pewnej chwili wszedł do pokoju Olbromski. Sługa wstał z kolan i zwrócił się sprawnie twarzą do dziedzica. Olbromski dał mu znak, żeby mówić pocichu, wskazując posłanie gościa. Machnicki słyszał rozmowę:
— Wyjeżdżam na polowanie w dalekie strony.
Michcik podniósł brwi i bez zdumienia, lecz ciekawie patrzał w oczy pana. Blask ognia padał na jego twarz spokojną i rozumną.
— Zajmiesz się tu sam wszystkiem. Bydłu w porę zadawać, ludzi w czas budzić, młocki z uwagą pilnować, omłot dobrze mierzyć, zamykać pilnie śpichlerz, obory i stajnię.
— Długo to będzie onego polowania? — wykrztusił Michcik, jąkając się zajadle.
— Długo.
— Tydzień, dwa?
— Zapewne dłużej.
— Niby jak?
— Cóż ci do tego? Tak będzie, jak ci mówię! Chłopca mi dzisiaj odwieziesz do szkół, oddasz w ręce tej pani, gdzie był przed świętami. Będziesz na niego baczył. Oka nie śpuścisz. Gdybym zaś bardzo długo nie wracał...
— Jakoż długo?... — warknął Michcik.