Strona:PL Wolter-Kandyd.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie możliwe sprzeczności, wszystkie przeciwieństwa, a znajdziesz je w rządzie, w trybunałach, w kościołach, w widowiskach tego osobliwego narodku. — Czy prawda, że w Paryżu zawsze się śmieją? rzekł Kandyd. — Tak, odparł labuś, ale wściekając się równocześnie; tutaj wyrzekają na wszystko trzymając się za boki od śmiechu; ba, śmiejąc się, czynią rzeczy najbardziej haniebne.
— Kto jest, spytał Kandyd, ten gruby wieprz, co tak wymyślał na sztukę na której się spłakałem i na aktorów którzy sprawili mi tyle przyjemności? — To wieczny malkontent, odparł labuś, który zarabia na życie mówieniem źle o każdej sztuce i każdej książce; nienawidzi wszystkiego co ma powodzenie, jak eunuchy nienawidzą ludzi z wigorem; to jeden z owych płazów literackich żywiących się błotem i trucizną; zwykła wesz kałamarzowa. — Co nazywasz pan wszą kałamarzową? rzekł Kandyd. — To, odparł księżyk, taki skryba dziennikarski, taki Fréron[1]“.
W ten sposób Kandyd, Marcin i labuś rozprawiali na schodach, przyglądając się publiczności wychodzącej z teatru. „Mimo że wielce pragnę ujrzeć pannę Kunegundę, rzekł Kandyd, chciałbym zjeść kolacyjkę w towarzystwie panny Clairon; była zachwycająca“.
Labuś nie był człowiekiem mogącym znać pannę Clairon, która obracała się jedynie w dobrem towarzystwie. „Zajęta jest dziś wieczór, rzekł; ale miło będzie zaprowadzić cię do pewnej dystyngowanej damy: tam poznasz Paryż, jakgdybyś żył w nim od czterech lat“.

Kandyd, z natury ciekawy, pozwolił się zaprowadzić do owej damy, mieszkającej w dzielnicy św. Honorjusza. Towarzystwo siedziało właśnie przy faraonie; każdy z tuzina smętnych poniterów trzymał w ręce plik karteczek, żałosny rejestr niepowodzeń wieczoru. Panowało głębokie milczenie, bladość obsiadła czoła poniterów, niepewność czoło trzymającego bank; gospodyni domu, siedząc obok nieubłaganego bankiera, śledziła oczyma rysia wszyst-

  1. Fréron (1718—1776) redaktor Année littéraire, wróg Woltera, któremu nieraz dał się we znaki swą gryzącą ironją. Wolter odpłacał mu to przy każdej sposobności, nie przebierając w środkach, jak widać z powyższego ustępu.