Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
nie dasz rady. Nawet Ira cię opuściła i rodzony papoczłowiek zwiał jak kamfora.
GREEN
Ja jeszcze jestem. Ja z nim zostanę.
MÓZGOWICZ
Ty nędzny krabie, ty podpatrywaczu niepojętych myśli, ty psychiczny utrzymanku zwyrodniałej dzierlatki? Wolę pójść na wygnanie i służyć za żer Dyakom z wyspy Timor, niż tobie zawierzyć myśl choć jedną. On myśli że wie coś, bo wymówił wyraz: Tumor-jeden. To nie są zaklęcia dla zdobycia skarbu, na to trzeba mieć głowę na kręgosłupie, a nie klatkę na różnokolorowe ptaszki. Ty zakuty myślowy gałganiarzu! Ty pudermantlu, ty lokaju skurtyzaniałej nieskończoności!
(Nagle słabnie i siada na ziemi)
(Wchodzi Balantyna Fermor, w różowej sukni i olbrzymim kapeluszu, z czarnem, kolosalnem piórem) (Rozhulantyna rzuca się do niej).
ROZHULANTYNA
Balatynko! zabiłam Izydora! Czy ty rozumiesz co się stało? Biedny, mały Izydor rozbity na bruku przezemnie. To on mnie do tego zmusił! Ten potwór, ten cham — Mózgowicz.
BALANTYNA
(spokojnie)

Ani cię me zmusił, ani ty nie zabiłaś Izydora. Dawno