Strona:PL Witkiewicz-Tumor Mózgowicz.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JÓZEF
(z politowaniem)
Widzisz syneczku, na co ci przyszło. A mówiłem zawsze: nie przeciągaj nitki, bo pęknie.
ALFRED
(wstając)
Nie była to nitka, lecz gumka.
MAURYCY
(b. arystokratycznie)
Mam wrażenie, że papusiowi nieskończoność paruje ze wszystkich włosów. (zbliża się do matki)
(Rozhulantyna budzi się z omdlenia)
ROZHULANTYNA
To jest sen jakiś okropny.
(Green wstaje i patrzy na zegarek)
MÓZGOWICZ
(leżąc bez ruchu)
Któż zwycięży moją myśl ostatnią? Jestem niezwyciężony. Możecie mnie uwięzić. Będę milczał, tylko zostawcie mi papier i ołówek. Ostatni poemat musi być skończony.
ROZHULANTYNA
(do Greena)
Gdzie Izia? (wstaje, otrzepując się)