Strona:PL Wincenty Korab Brzozowski - Dusza mówiąca.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XVI.

Z życia strącony szczytów, jestem zawsze smutny
I cierpię bardzo w duchu, abym był litosny...
Słyszę, Słowo ze słońca i pachnącej wiosny
Powstało i już przyszło na ten świat okrutny...

Szuka, kołata do wrót domostw, lecz te — głuche.
O, żal ci, smutno? chciałbyś Gościa przyjąć godnie?
A jednak jeśli w domu twym mieszkają zbrodnie?
Lepiej, by serce było twe, przez litość, suche...

Bo pocóż domowników zasępiać oblicza?.
Zmuszać Proroka użyć hańbiącego bicia? bicza? [1]
Widzieć, jako pierzchają z świetlic opętani?

A potem (godzin krwawych bieg szybko się zbliża)
Wyśnić w ciemnościach widmo olbrzymiego krzyża
I słyszeć straszne Eli! lama sabaktani?...



  1. Przypis własny Wikiźródeł Poprawka naniesiona odręcznie, prawdopodobnie przez autora.