Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za twardym się okazywał dla wilczych zębów. Zgiełk był niezmierny i straszna zaciekłość zwierząt, które poczuły oczywiście w dębie obecność człowieka i psa. Obległy one drzewo, rzuciły się na nie, obwąchiwały je, gryzły od dołu, a niektóre poczęły gwałtownie śnieg odgrzebywać i ziemię kopać, ale zmarzła ziemia była twardą, a od ziemi twardszemi jeszcze były korzenie dębu.
Na niebo jasne wszedł księżyc, srogi mróz ścisnął około północy; wilki stawały się coraz zaciętsze. Mieszkaniec dębu czuł się widać zupełnie bezpiecznym w swojem schronieniu, bo bardzo spokojnie przez długi czas znosił to natarczywe oblężenie. Kiedy jednakże wilki już kilkakrotnie a daremnie wykonały napad, kiedy zupełnie ogryzły korę u podstawy dębu, wówczas strudzone znów zasiadły i rozpoczęły straszliwą kantatę; wycie to sprowadzało coraz nowych przybyszów. Z okienka w pniu dębowym huknęły dwa jednoczesne prawie strzały... Trudno byłoby opisać zamieszanie, powstałe w wilczem zbiorowisku. Jeden z wilków, ugodzony kulą, czy loftką, począł się miotać po śniegu, jakby w tańcu Wita, wydając przytem przeraźliwe wrzaski i skowyty. Gromada rzuciła się nań i w mgnieniu oka rozszarpała rannego, a potem, ziejąc wściekłością, cała ta rozjuszona rzesza zwierzęca przypuściła nowy, gwałtowny szturm do dębu, szturm daleko natarczywszy od poprzednich napaści. Wilki skupiły się teraz około twierdzy dębowej tak tłumnie, że jeden drugiemu na karku stawał, byleby dotrzeć do dębu i wywrzeć na nim wściekłość ostremi kłami. Dąb, olbrzymi taki, a przecież chwiał się i wstrząsał przy tem natarciu.
Wtem z okienka wysunął się długi, zapalony lont z mchu, czy szmaty oblanej żywicą; knot rozgorzał i spadł między zgraję tłoczących się bestyj, czepił się karku wilka, poparzył go dotkliwie i sprawił istną pożogę w gęstych kudłach zimowego futra;