Przejdź do zawartości

Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy tak, to idź-że, moje dziecko, i — pomóż mu...
Chłopiec myśli, że to żart, i z miejsca się nie rusza. Ale rozkaz powtarzają mu, łagodnie lecz z naciskiem — musi przeto, rad nie rad, zabierać tekę i wynosić się z klasy. Przeprowadzają go śmiechy i szyderstwa kolegów. Rektor udaje, że ich nie słyszy.
To znów zdarzały się ciężkie bezimienne przestępstwa, jak naprzykład: wybicie szyby w klasie, splamienie dziennika klasowego atramentem, krzyknięcie z pod ławki na nielubionego nauczyciela: »szwab!...«, »dziad!...« lub t. p. Rozumie się, że bezimiennemi były one tylko dla »zwierzchności...«
Honor uczniowski, często powtarzane hasło: »jeden za wszystkich, wszyscy za jednego«, wreszcie wrodzone młodym duszom poczucie jedności — nie pozwalały wyjawiać przed władzą nazwiska »przestępcy«. Zacięte usta chłopców zdawały się mówić: — Możemy wszyscy pójść do »kozy« i przenieść męki najokropniejsze — ale jeden karany nie będzie!...
Za rządów Madeja, zawsze w takich wypadkach znajdował się »zdrajca«, który chyłkiem wędrował do kancelaryi i składał inspektorowi o całym wypadku »raport sekretny«, z dokładnem wskazaniem winowajcy.
Winowajca otrzymywał surową karę — upozorowaną zwykle czemś innem — donosiciel zaś,