Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod oknami jego kolegi kwiczy, miauczy, beczy, jak stado dzikich zwierząt?
Projekt kociej muzyki upadł. Uczestnicy wiecu opuszczali go w usposobieniu o wiele spokojniejszem i... rozsądniejszem, niż gdy nań dążyli.
I był to pierwszy tryumf »polityki« nowego zwierzchnika. Zresztą, manifestacya, choćby do skutku doszła, chybiłaby celu, gdyż »Madej« tego samego jeszcze dnia z miasta wyjechał.
Razem z inspektorem, opuściła szkołę i miasteczko jego »prawa ręka« (bijąca) — kulawy Szymon.
Żadnego z nich już tam więcej nie widziano. Żyli jednak długo — w tradycyi.
Stare szkolne »wygi« mawiali niekiedy »knotom«:
— Oho! żeby to było za Madeja, to-by ci się nie upiekło. »Jęknąłbyś« — jak amen w pacierzu.
Albo:
— Dziękuj Bogu, że już niema kulawego Szymka. Ten to-ci dopiero miał ciężką rękę!
Rządy rektora Wiśnickiego tem się przedewszystkiem zaznaczyły, że za nich, w szkole P—skiej została zniesiona kara cielesna. W regulaminie szkolnym ona mieściła się po dawnemu — de facto jednak przestała istnieć.
Nieposkromionych zbytników i leniuchów nauczyciele straszyli niekiedy »rózgami« — ale kończyło się wszystko na strachu. Za nowego rektorstwa, nikt nie został »oćwiczony« — nikt nie do-