Przejdź do zawartości

Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrzuciwszy z siebie ostatnie słowo i dodawszy jeszcze dla nacisku energiczne: »pfuj!« — profesor, pełen oburzenia i wstrętu, odwrócił się od sponiewieranego ucznia.
Tamten, widząc, że sprawa skończona, usiadł, wyciągnął z kieszeni nową »pajdę« razowca, i zabrał się spokojnie do jedzenia.
»Klasa« — ryczała.
Od owego to dnia Księżopolczyk został Zabacułem«.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Biedny Zabacuł!
Są istnienia dziwne, zagadkowe, fatalnością naznaczone, które wśród bliźnich budzą okrzyki oburzenia lub wybuchu śmiechu szyderczego, w jednym zaś i drugim wypadku zasługują wyłącznie — na współczucie.
Należał do nich ten syn zagrodowego szlachcica, »szaraczka« pyszniącego się blaszaną szabelką przy chłopskiej siermiędze.
Wilczy apetyt, apatyczne spojrzenie, przytępiony słuch, słabo rozwinięty umysł — wszystko to były objawy groźnej, nurtującej organizm chłopca choroby.
Jeszcze rok szkolny nie dobiegł do końca, gdy Księżopolczyk musiał przerwać naukę i do łóżka się położyć.
Ojciec wywiózł go na wieś — ułożywszy na prostych »drabkach«, wysoko sianem wysłanych.