Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszędy strach, wszędy samo przeraża milczenie.
Biegnę wreszcie do domu, czy tam nie wróciła.
Już go opanowała wojsk danajskich siła,
Już ogień wiatrem dęty, gmach ogarnął cały,
Bucha płomień, wrą straszne w powietrzu upały.
Więc do zamku Priama dążę niestrwożony.
I tam, w pustych przysionkach schronienia Junony
Fenix z srogim Ulissem obrani stróżami
Nad znoszonemi zewsząd czuwają łupami.
Tam z palących się domów bogactwa wyrwane,
Stoły bogów, i czary ze złota ulane,
Szaty i wszelkie Troi składano dostatki;
Dzieci i rzędem wkoło drżące stały matki.
Ośmielony głos wznoszę przez straszne ciemnice,
Wszystkie nim napełniając drogi i ulice,
A z jękiem i rozpaczą w sercu rozbolałem
Wołałem mej Kreuzy i znowu wołałem.
Gdym zbiegł miasto niesiony żałością daremną,
Wtem nieszczęsnej Kreuzy stawa cień przedemną.
Wyższym się od znanego zdał mi kształt jej cały.
Struchlałem; głos mój skonał i włosy powstały.
Wnet w te słowa trosk zbytnich próżność mi przekłada:
Cóż ci, o drogi mężu, próżna boleść nada?
Z woli bogów pochodzi, co zaszło w tej dobie,
Już ztąd twojej Kreuzy wziąć nie wolno tobie;
Tak chciał ten, co z Olimpu światu prawa daje.
Ty masz przebyć rozległe i morza i kraje,
Zajdziesz do Hesperii, gdzie Tybr ugłaskany
Wolniejszym wód swych nurtem żyzne skrapia łany;
Tam żonę z królów rodu, szczęście znajdziesz z tronem.
Uśmierz żal, nad Kreuzy lubej tobie zgonem;
Ni mię ztąd w pyszne grody Dolopy pochwycą,
Ani mię męże greccy nazwą niewolnicą,