Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pod toporem ramiona i liść postradało;
Niegdyś drzewo, dziś sztuka w kruszec je odziała
I tak ojcom Latynów piastować je dała.
Więc wśród grona przedniejszych umowa poczęta
Stwierdziła się słowami; wnet duszą bydlęta
Na ofiarę i trzewia z niezgasłych patroszą
I stągwie przepełnione na ołtarze znoszą.
Walka ta dla Rutulów zda się być nierówną.
Serca ich kołatają bojaźnią gwałtowną,
Im bliższe sił dwóch wodzów czynią porównanie.
Turn idąc wolnym krokiem, utwierdza to zdanie:
Niesie pokłon ołtarzom, spuszcza w ziemię oczy,
Całe ciało i lica bladość mu powłóczy[1].
Wtem gdy siostra Juturua swą uwagę skłania
Na gminu zmienniczego różniące się zdania,
Bierze postać Kamerta; ten świetne zaszczyty
Miał z przodków i sam słynął, męztwem znakomity.
Świadoma dobrze rzeczy pośród wojska wpada
I różne siejąc wieści w ten sposób powiada:
Nie wstyd-li wam Rutule, że dziś jedno życie
Za całość tylu mężów na śmierć poświecicie?
Czyliśmy im nierówni liczbą lub siłami?
Macie tu wszystkich wobec Trojan z Arkadami
I lud Tusków, co Turna w nienawiści chowa;
Zaledwie nieprzyjaciół znajdzie z nas połowa.
Turn tych bóstw[2] w chwale zrówna, którym się poddawa,
Z ust do ust w nieśmiertelność przeniesie go sława.
A my, cośmy te gnuśnie zalegli płaszczyznę,
Przejdziem w plon srogim panom, straciwszy ojczyznę.
Ten głos silniej utwierdza wrzącej młodzi zdanie,
Rośnie wraz pośród wojska i rośnie szemranie.

  1. Sic. P. W.
  2. Sic. P. W.