Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I dozwól, bez zgryzoty bym poległ dla sławy.
I dłoń moja oszczepu bez skutku nie ciska
I z ran które zadaje hojna krew wytryska.
Matka Wenus od niego zanadto daleka,
Wenus, co zbiega w obłok, siebie w noc obleka.
Lecz królowa w obawie nowych bitw poczęcia
Z płaczem i z śmiercią w sercu wstrzywywała zięcia:
Turnie! przez moją sławę, przez te łzy co leję,
Wzrusz się: w tobie na starość jedną mam nadzieję.
Z ciebie państwa Latyna całą świetność biorą,
Tyś gasnącego domu jedyną podporą;
Nie narażaj się, błagam, na Trojan oręże,
Bo każdy cios, co weźmiesz, i mnie wraz dosięże.
Nienawistnemu życiu srogi kres naznaczę,
Ani, branka, mym zięciem Eneja zobaczę.
Lawinia głos matki słysząc łzy wylewa;
Wnet ognisty rumieniec jej lica okrywa.
Jak kość słonia, krwawemi oblana kroplami,
Lub jak białe lilije splecione z różami,
Takie barwy naprzemian zajmują jej lice.
Tura zmieszany miłością, topi wzrok w dziewicę,
A wrząc bardzej do boju, rzekł temi słowami:
Ni złą wróżbą królowo, ni mię ścigaj łzami,
Gdy spieszę na bój srogi: nie jest to w mej sile,
Bym cios śmierci niezbędnej powściągnął na chwilę.
Idmon! Frygów królowi zanieś to wyzwanie:
Skoro jutro Aurora na krwistym rydwanie
Błyśnie z niebios, niech Teukrów nie wiedzie do boju,
Lecz niechaj z Rutulami zostaną w pokoju;
Niech krwią naszą tej wojny rozstrzygnie się dola;
Niech męża Lawinii te oznaczą pola.
Rzekłszy, biegnie do domu i woła o konie.
Gdy go widząc zarżały, od radości płonie.