Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeźli zięcia z obcego szukamy plemienia,
Jeźli naglą ojcowskie Fauna napomnienia,
Wszelki kraj co się tobie nieuległym zowie,
Obcym jest; tak ja sądzę, i tak chcą bogowie.
Gdy więc z źródła w turnowej przejrzym się rodzinie,
Z Akryza i Inacha krew w nim grecka płynie.
Na ten głos Latyn swego nie odmienia zdania.
Wtem jad żmii wnętrzności Amaty pochłania;
A gdy ją złe widziadła razić nie przestały,
Całe miasto napełnia okropnymi szały.
Jak krąg z sznura krętego szybkim pędem leci,
Gdy go puszczą w przysionku igrające dzieci;
Podniecany bodźcami, błądzi po przestrzeni;
Patrzą nań z ciekawością chłopcy zadziwieni;
Przez odnawiane razy siła jego wzrasta:
Tak królowa obiega i ludy i miasta.
A gdy na sroższe zbrodnie ważąc się szaleje,
Pod pozorem czci Bacha w dzikie leci knieje
I pośród gór cienistych córkę swą ukrywa,
By zwlec lub zerwać ślubne z Teukrami ogniwa;
I tak woła do boga, gdy ją szał zachwyca:
Ciebie tylko, o Bachu! godna ta dziewica,
Dla ciebie zbrojna tyką i zawdy gotowa
Czcić cię w świętych obrzędach, włosy swoje chowa.
Odbiegły domów matki na takie odgłosy,
Lecą zdając na wiatry i szyję i włosy.
Już wszystkie równa żądza do szaleństwa skłania,
Wszystkie chcą szukać sobie nowego mieszkania.
Inne w skóry odziane i zbrojne włóczniami
Napełniają powietrze srogimi wrzaskami.
Wpośród nich dzierżąc głownię ze smolnego drzewa
Związek córki swej z Turnem Amata opiewa.
A ciskając dokoła wzrok krwią roziskrzony