Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tam niedźwiedzie do żłobów przykute żelazem
I z wieprzmi jeżystymi wyją wilki razem,
W których kształty ohydne srogiej Cyrcy siła
Za sprawą ziół czarownych ludzi przemieniła.
By tych brzegów okropnych nie tknęli Trojanie,
By im potwór ohydnych oszczędzić spotkanie,
Neptun wiatry przychylne spuścił im na łodzie
I dozwolił po strasznym szybko przebiedz brodzie.
Już się morze iskrzyło, już przez górne szlaki
Niosły świetną Jutrzenkę różowe rumaki,
Wtem cisza nastąpiła; wszelki wiatr ustawa,
Wiosłom trudu przyczynia woda nieruchawa.
Tu Enej, gdy go cicha wstrzymuje głębina,
Spostrzegł gaj, co go Tyber nurtem swym przerzyna,
A płynąc szybkim pędem przez wdzięczne przestworze
Mnogim piaskiem spłowiały, wpadał z hukiem w morze.
Nawykłe do tych brzegów licznych ptasząt zgraje
Napełniały swym dźwiękiem powietrza[1] i gaje.
Tu więc zwrócić rozkazał czoła wszystkich łodzi
I z radością w cieniste łoże rzeki wchodzi.
Teraz, kiedy mam opiać, w jakim rzeczy stanie
Jacy króle w Lacyum mieli panowanie,
Gdy lud obcy w ich brzegi pierwsze przytknął nawy,
I gdy mam od początku bój wystawić krwawy;
Wesprzyj wieszcza Erato! przez dzielne natchnienie
Opieje srogie walki i wojska wymienię
I królów chciwą rzezi szukających dłonią
I całą Hesperią zebraną pod bronią.
Wyższa rzeczy osnowa dla mnie się poczęła,
Do większego w mych pieniach przystępuję dzieła.
Swobodnemi miastami i żyznemi niwy
Władał w długim pokoju Latyn, król sędziwy.

  1. Sic. P. W.