Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dawno z niemi oswoić chciałem oczy twoje
I całe mych następców okazać ci plemię,
Byś tem chętniej poglądał na italską ziemię.
Prawdaż to, że z tych siedlisk liczba dusz niemała
Znowu w gnuśne, rzekł Enej, odziewa się ciała?
Zkądże płocha chęć życia nieszczęsnych napada?
Poznasz to, odrzekł Anchiz, i tak rzecz wykłada:
Naprzód w słońcu, księżycu i niebios błękicie
I w ziemi wszechmogący duch rozlewa życie;
A gdy po wszystkich częściach siłę swą roztoczy,
Wzrusza cały ten ogrom i z nim się jednoczy.
Ztąd ród zwierząt i ptactwa, ztąd ludzi potęga,
Ztąd widma, które morze w swych nurtach wylęga.
Wszystkim duszom jest siła ognia udzielona,
Wszystkie w sobie niebieskie piastują nasiona,
Jeźli nie są szkodnemi skrępowane ciały
I jeźli się z znikomą ziemią nie zmieszały.
Ztąd czują żądze z trwogą, z radością cierpienia,
Ni mogą spojrzeć w nieba z ciemnego więzienia;
Co większa, choć już w nędznych zgaśnie światło życia,
Nie wszystkich przywar ciała doznają pozbycia.
Lecz tak mus na nie działa przez dziwne przyczyny,
Że ich długo zebrane trzymają się winy.
Więc kara dawnych grzechów srodze je uciska:
Jedne wiszą wydane na wiatrów igrzyska,
A drugich hydne zbrodnie i zmierzłe przywary
Zmywa wielkie jezioro, lub czyszczą pożary.
Każdy ma tu swe chłosty. Nareszcie nas wiodą
W Elizej, który rzadkim staje się nagrodą,
Aż gdy czas wszelkiej zmazy zagładę uiści,
I wzięty z niebios ogień zupełnie oczyści.
Skoro więc w tych przemianach tysiąc lat upłynie,
Do letejskiej je wody bóg przyzywa w gminie;