Strona:PL Wergilego Eneida.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pierwszy z rąk Hipokonta pocisk się wymyka,
Leci, kraje powietrze i w drzewie utyka.
Zadrżał maszt, skrzydełkami wstrząsł gołąb struchlały,
A wszystkie miejsca hucznym oklaskiem zabrzmiały.
Potem Menest wystąpił; łuk napięty trzyma,
I strzałę równo w górę wyciąga z oczyma.
Lecz nieszczęsnym pociskiem nie tknięta ptaszyna,
Sznur tylko wraz z węzłami strzał jego przecina,
Na których ją za nogę trzymał maszt wysoki;
Między czarne gołąbek uleciał obłoki.
Wtem dzierżąc cios gotowy z napiętej cięciwy,
Westchnął o pomoc brata Eurycyon żywy,
A zoczywszy gdzie gołąb wzbija się do góry,
Przeszył go w samym locie pośród czarnej chmury.
Zbywa życia pomiędzy gwiazdy niebieskiemi.
Pada i cios śmiertelny wraca z sobą ziemi.
Sam Acest bez nagrody i chwały zostaje,
Puszcza jednak swą strzałę w napowietrzne kraje,
Sztuką i brzękiem łuka dziwiąc zgromadzenie.
Wtem cudowne przed nami jawi się zdarzenie;
Co nam chcieli przez dziw ten oznaczyć bogowie,
Odkrył to smutny skutek, a później wieszczowie;
Bo strzała z trzciny w locie ogniem się zajęła,
A poznaczywszy ścieżki, zgasła i zniknęła.
Tak nikną świetne gwiazdy z niebios nocną dobą
Długie z włosów ogony rozwodząc za sobą.
Zdziwieni tym Sykulcy, zdziwieni Trojanie,
Wznoszą razem pokorne do bogów błaganie.
Enej mieniąc to wieszczbą, zaraz Acestowi
Składa dary i ściska i w te słowa mówi:
Przyjm je ojcze, bo Jowisz przez to objawienie
Najwyższe ci, krom walki, przyrządza uczczenie;
Niech więc dary Anchiza tobie się dostaną.