Strona:PL Wells - Człowiek niewidzialny.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Marvel od czasu do czasu skręcał się pod palcami niewidzialnych rąk.
— Jeżeli mi się wymkniesz po raz drugi — mówił Głos — jeżeli będziesz po raz drugi usiłował wymknąć mi się...
— Boże! — jęknął Marvel. — Ramię moje jest chyba masą siniaków.
— Na honor — dokończył Głos — zabiję cię! — Ja wcale nie próbowałem wymykać się — odparł Marvel głosem blizkim płaczu. — Przysięgam, że nie usiłowałem. Nie wiedziałem, w którą stronę się zwrócić? Jakimże sposobem, u licha, miałem wiedzieć, w którą stronę się zwrócić? Tymczasem obaliłeś mnie...
— Czeka cię jeszcze więcej takich samych przyjemności, jeżeli nie będziesz posłusznym — rzekł Głos, a Marvel zamilkł nagle, wydął policzki, oczy jego wyrażały rozpacz.
— Już i tak, bez twego uciekania, z książkami stało się źle; te gbury odkryły mój sekret. Szczęściem dla wielu, że uszli mi z drogi. Dotąd nikt nie wiedział, że jestem niewidzialny! A teraz cóż mam uczynić?
— Co mam uczynić? — powtórzył Marvel przytłumionym głosem.
— Wszyscy o tem mówią! Rzecz dostanie się do gazet! Każdy będzie mnie szukał. Każdy będzie się wystrzegał...
Głos wybuchnął klątwami i zamilkł. Na twarzy Marvela malowała się coraz większa rozpacz, a krok jego wolniał.
— Naprzód! — rozkazał Głos.