Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

staci, spytał niemo jakie ma żądanie. Nawykł już do tego, że czegoś żądała w chwili gdy raczy go obdarzyć pieszczotą. Pochyliła ku sobie jego głowę i szepnęła w ucho:
— Chciałabym coś otrzymać od ciebie, Edgarze.
Zaśmiał się zakłopotany i radosny jednocześnie. Dobroduszne mruganie oczu tych dwu ludzi obcych, żenowało go, przeto ująwszy żonę pod ramię wyprowadził ją do bibljoteki.
— Czegóż chcesz, dziecino? — spytał, a jednocześnie przygasł zuchowaty wyraz twarzy, jaki wraz z kostjumem poskromiciela Petrucchia, przeistoczył go na chwilę.
— Coś, czego sam chcesz! — odparła. — Coś niezwykłego, coby mnie ucieszyło, coś co sam lubisz.
Mlasnął wargami, rozpogodził się do reszty, ulegle rozejrzał się po pokoju, dotknął kilku przedmiotów, wysunął podbródek i jął dumać, a twarz jego mimicznie wyrażała różne stadja, począwszy od komicznej bezradności, aż do usłużnego pośpiechu. Polem uderzył się z gracją swawoli w czoło i wykrzyknął: — Już wiem! — Otwarł małą szafeczkę, sięgnął w głąb i podał żonie z ukłonem jajo norymberskie, zegarek w ażurowej oprawie, filigranowo rzezanej ze starego złota.
— Prześliczny! — rzekła Judyta, ważąc przedmiot na dłoni.
— Obejrzyj dobrze to cacko, — powiedział, wychodząc elastycznie tanecznym krokiem — a ja tymczasem odprawię tych ludzi.
Usiadła przy wielkim dębowym stole, wyjęła zegarek z futerału, oglądała przez chwilę grawirowane ornamenty, obracała go w rękach, znalazła zawiasy, nacisnęła zatrzask i gdy się rozwarły owalne łupiny się-