Strona:PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścigany przez jastrzębia wpadł oknem pół martwy upadł na podłogę, kiedy jastrząb zwrócił się i ku Sierrom[1] napowrót lot swój skierował.
Królewicz podjął zadyszane ptaszę, ugłaskał i ucałował, a ukoiwszy, osadził w złotej klatce i zaopatrzył w wykwintne jadło i zdrojową wodę. Ale ptak niczego się nie tknął, jeno wzdychał ciężko, a na pytanie królewicza odrzekł:
— Czyż mogę nie być smutnym w tej klatce, oddzielony od mojej pary... i to teraz! w dobie wiosennej, kiedy wszystko grucha miłośnie?
— Miłość! — wyrzekł smutnie królewicz — powiedzże mi raz mój gołąbku, co to słowo znaczy?..
— O! łatwo ci to powiem, dobry chłopcze — odrzekł gołąb. — Jest to męka jednego, rozkosz dwojga, kłótnia i nienawiść trojga. Jest to czar, który jednoczy dwoje istot, ich obecność szczęściem, ich rozłączenie nieszczęściem przepełniając... Czyż nie ma istoty, ku której czułbyś się porwanym temi więzami?
— Kocham mego starego Boabdena — odrzekł zamyślony Achmed — ale on czasem taki nudny, że czuję się szczęśliwszym gdy go nie ma.
— To obojętność — odrzekł gołąb — ja mówię o miłości, tej wielkiej tajemnicy i zasadzie życia, o tym upajającym nektarze młodości, o tym starości kordjale! Wyjrzyj na twoje pola, o książę, i patrz, jaką miłością wzbiera cała natura... w tej dobie wiosennej. Każdy twór ma swą towarzyszkę, najmniejsze ptaszę nie jest samotne — chrząszcz nawet, w odmęcie złotej kurzawy, ubiega się o swoją lubą, motyl ją ściga w błękitach w około twojej wieży... Mój ty królewiczu! tyż mogłeś tyle dni królewskich przeżyć, nie zaznawszy najpiękniejszego z uczuć na ziemi? Jakże biednym, o ile biedniejszym jesteś od pasterzy twoich dolin!... Czyż nie ma istoty, któraby pierś twoją tem uczuciem wypełniła?
— Aaa!! teraz rozumiem — rzekł Achmed jakby przychodząc do siebie. Nieraz ta burza uczuć miotała tęsknotami mego serca jak łodzią, która jednak błąkała się marnie i bez celu po tych wodach... Jakimże cudem przedmiotu tęsknot moich mam szukać w tej samotni?..
Jeszcze raz roztrząsnął gołąb kwestje tego uczucia, a lekcja o miłości była dla Achmeda skończoną.
Zaczął od tej uwagi: Jeżeli miłość jest takiem szczęściem, a tęsknota za nią taką męczarnią, po cóż mam więzić któregokolwiek z jej wyznawców?
Otworzył klatkę i pożegnawszy gołębia, osadził w otwartem oknie. Leć i bądź szczęśliwy, po co masz podzielać godziny tęsknoty mojej w tej nudnej wieży?

Ach! z jakąż szybkością rozwarł gołąbek trzmielące skrzydła i furnął w zielone łęgi nad szumiącym Darro! Królewicz śledził go wzrokiem dopóki nie zniknął, potem łzy pociekły po jego twarzy; przysłuchiwał się pieniom ptasim, wzbierającym na rytm miłości... teraz zrozumiał te tony! Gromkie wyrzuty ucznia spadły teraz na Boabdena, który widząc co się święci, odkrył mu wieszczbę astrologów i rzekł:

  1. Sierry, tyle co góry hiszpańskie.