Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

związkowi wszystkiemi siłami oprzesz. Pyszny, posępny, dumny człowiek, knujący spiski i zaburzenia, skąpy i nieużyty; zły syn, zły brat, skryty i nieszlachetny dla wszystkich swoich krewnych. Izabello! wołałabym zginąć, aniżeli pójść za niego.
— Nie wydawaj się z tém przed moim ojcem, że taką dajesz mi radę, — odpowiedziała mis Vere — inaczéj bądź zdrów zamku Elisław!
— A bądź zdrów zamku Elisław z całego serca! — zawołała Lucy — byłeś się z niego wydostała dobrym sposobem, i uzyskała pomyślniejszą opiekę od téj, jaką ci natura dała. O gdyby tylko ojciec mój wyzdrowiał, chętnieby ci dał przytulenie i obronę, nim śmieszne i srogie prześladowanie koniec weźmie!
— Daj Boże, żeby tak było, — odpowiedziała przyjaciółka, — ale się obawiam mocno, gdyż ojcu twemu przy jego złym stanie zdrowia, niepodobna będzie obronić mnie od środków, jakich spiesznie użyją dla domagania się napowrót biednéj zbiegłéj.
— Sama się oto lękam, — odpowiedziała Lucya — dla tego wypada się nam zastanowić nad tém i wynaleźć stosowny środek. Teraz gdy ojciec twój i goście jego są zaplątani w jakiś tajemniczy spisek, sądząc, ze wszystkich posłańców, którzy przychodzą i odchodzą, oraz z nieznajomych twarzy, które się coraz zjawiają i nikną, tak, że nazwisk ich dowiedzieć się nie można; z nagromadzenia broni; z trwożliwéj i skrytéj skrzętności, z jaką wszyscy mężczyźni w zamku snują się, teraz może nie byłoby niepodobną rzeczą, ma się rozumieć, gdyby przyszło do ostateczności, także maleńki ułożyć komplecik. Nie myślę, żeby ci panowie sami tylko całą chytrość mieli w posiadaniu, znam dobrze sprzymierzeńca, któregobym doradzić mogła.
— Przecież nie Anusię? — zapytała Izabella!