Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uporczywą gromadą przemieniła się w kamienie. Duch któremu służyła, korzystając chciwie ze sposobności, ścisłém dopełnieniem życzeń zniszczył jéj ciało i duszę.
Gdy spostrzegła — przydaje wieść — swoje przemienienie, zawołała na zdradliwego nieprzyjaciela: — O ty fałszywy oszuście! dawno już mi szarą suknię przyobiecałeś, teraz mam jedną którą na sobie wiecznie zatrzymać muszę.
Niezmierna wielkość kolumny i kamieni często bywała wspominaną, jako dowód silnéj postaci i kształtu kobiet i gęsi dawnych czasów, od wszystkich wielbicieli przeszłości, którzy obstawali za tém zdaniem, że plemię ludzkie coraz się rozdrabnia i upadla.
Przypomniał sobie wszystkie te okoliczności Halbert, gdy przez tę puszczę przechodził: wspomniał także iż od czasu jak się ten wypadek zdarzył, wszelka istota ludzka tego miejsca unika, w którem jak powszechnie słychać schadzają, jak dawniéj, straszydła, szare djabełki i czarownice, które teraz, jako przyszłe uczestniki piekielnych uciech, przychodzą odwiedzać swoją przemienioną mistrzynię, Halberta jednak wrodzona odwaga, walczyła mężnie ze wzruszeniami bojaźni, jakie się do jego serca wkradały. Przywołał do siebie swoich dwóch chartów, wiernych towarzyszów polowania, które, jak mówił, ani psa ani djabła się nie lękają, opatrzył zamek swéj fuzyi, i zanucił wesołą piosneczkę wojenną, jak dowódzca, który każę bić w bęben dla odżywienia trwogi swoich żołnierzy.
Tak w myślach zatopionemu, nader miło było usłyszeć za sobą znajomy głos, który mu zwiastował towarzysza w nocnéj drodze; Halbert zatrzymał się i wnet został doścignionym od dobrze mu znanego młodzieńca, dziedzica w téj samotnéj krainie mieszkającego, szlacheckiego rodu, który, podobnie jak on, na polowaniu się zabałamucił.