Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ażeby się nie połamały. Koło innych drzew krzątały się dziewki folwarczne pod wodzą ogrodnika i klucznicy.
Panienki rzuciły się wszystkim pomagać. Biegały od jednego drzewa do drugiego i wszystkie zebrane owoce znosiły do jednego kosza.
Pani Sławska powiedziała im, że tak robić nie można, bo trzeba je dobierać gatunkami, ażeby potem w zimie od razu trafić do tych, które będą potrzebne. Jedne jabłka dojrzewają wcześniej od drugich, jedne można dotrzymać do samej wiosny, inne znów prędko się psują, trzeba je więc wcześniej spożytkować, są takie, co tylko dobre do kuchni, a niektóre znów mają smak i zapach wyborny.
— Ułożymy je stosownie w piwnicy — dodała.
— Ja zawsze myślałam — odezwała się Sewerka, — że się drzewa trzęsie, a wówczas owoce spadają i z ziemi je zbierać łatwo. A tu tyle z niemi roboty!
— Oho! — przerwał stary Tomasz ogrodnik — ślicznie uchowałyby się owoce w ten sposób zbierane. Z owocem trzeba ostrożnie, panienko, żeby go nie uszkodzić, jak się obije o ziemię, zaraz się psuje. To grzech nawet poniewierać takim darem Bożym.
Cały dzień prawie zbierano w sadzie jabłka i gruszki, które w koszach i faskach odnoszono do piwnic. Czas ten zeszedł dziewczynkom bardzo przyjemnie. Ruch na świeżem powietrzu, wyborne owoce, gorące jeszcze słońce, obfitość i wesołość ogólna, podziałały nawet na Anielkę. Biegała, goniła się z Sewerką, a na jej twarzyczkę wystąpiły lek-