Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne, umyślnie dla tej publiczności nie gracie, ale przeszkadzać wam to nie może, jeśli ona z waszej zabawy skorzysta, a nawet powinnoby wam to uczynić przyjemność. Przykro jest aktorom grać przed szczupłą garstką, a mamy tak mało sąsiadów, iż trudno liczyć na wielu widzów. Tymczasem obaczycie, jak werenda będzie oblężona.
— Mogliby przecież patrzeć i na francuską sztukę — próbowała Emilka myśl swoją przeprowadzić.
— Otóż moja droga — zawołała Sewerka — byliby prawdziwie jak na niemieckiem kazaniu.
— I tak nie wiele zrozumieją — wyrzekł pogardliwie Fredzio.
— Przepraszam cię — przerwała z żywością Sewerka — jestem pewna, że jeśli mama lub panna Julia wybiorą sztukę, to ją wszyscy zrozumieją i do tego jeszcze odniosą z niej korzyść. A przecież o to także chodzić nam powinno.
Fredzio, wychowany przez cudzoziemki, pierwszy raz słyszał podobne zdania. Panna Eglantyna przestrzegała ciągle jego i siostrę, by się z wiejskiemi dziećmi nie zadawali i odzywała się o naszym ludzie pogardliwie. Państwo Saniccy byli także wychowani w mieście, a chociaż osiedli na wsi, dotąd wcale się z tą wsią nie zżyli. Milczał więc zdziwiony, nie śmiejąc już bronić swego zdania, które spotykało tak jednomyślną opozycyę i szukając napróżno w swej główce argumentów, któreby trafić mogły do umysłu osób, tak zupełnie odmiennych przekonań, kiedy odezwała się Anielka: