Przejdź do zawartości

Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez woli twojej nie przerwie smutnego spokoju twego życia.
Dziwną była przekonywająca władza tego człowieka. Cecylja uwierzyła mu bez wahania, czuła że obiecywał to tylko czego potrafi dotrzymać, że we współczuciu jego nie było ni czczej ciekawości, ni dziecinnej przechwałki. Siła wewnętrzna, pogodna, pewna siebie, promieniała mu z czoła, podbijała mu myśli i serca ludzi dobrej woli; a przytem w głosie jego, w spojrzeniu, zdawała się dźwięczeć jakaś struna tajemna, skazana siłą woli na milczenie. Zdawało się, że myśląc o drugich, odrywał się od skrytego cierpienia; że pocieszając obcą boleść, sam znajdował pociechę.
Gdy Cecylja była spokojniejszą, on obejrzał się po izdebce, jakby szukał czy jej czego nie brakło, i dostrzegł jej biedny obiad ostygły oddawna.
— Pani nie jadłaś nic dzisiaj, zawołał z pewnym wyrzutem.
Cecylja uśmiechnęła się wzruszając ramionami.
— Nie mogłam jeść — odparła jak dziecko przyznające się do winy.
— To źle bardzo, rzekł młody człowiek pół żartem pół serjo; — nie zbadałaś jeszcze pani wszystkich tajemnic ubóstwa, nie nauczyłaś się wielu twardych prawd naszego życia. My ludzie pracy, panno Cecyljo, powinniśmy szanować samych siebie, jako jedyny kapitał posiadany. Zdrowie nie jest