Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko. Gwiazda jego bladła widocznie; syn i córka zarówno, każde po swojemu, powstawali przeciw niemu; burzyli bezwiednie gmach wielkości, tak pracowicie zbudowany życiem całem zbrodni i podłości. A na domiar ofiara jego, Kiljan, urągał mu spokojnem szczęściem cichego życia; Kiljan, wywłaszczony z imienia i majątku śmiał tworzyć rodzinę, i przekazać mógł potomkom swoim groźbę zawieszoną nad głowami Horeckich. Prześladowanie ani nędza nie złamały tego człowieka; zahartowały go tylko, jak ogień żelazo w stal zamienia. Z kilku słów Amelji hrabia zrozumiał jakiego wroga ma naprzeciw siebie; przeczuwał że walka pomiędzy nim a synowcem nie skończyła się jeszcze, i pierwszy raz może w życiu zwątpił o przyszłości. Nie wszczął nawet z córką próżnej sprzeczki o dzisiejsze odwiedziny; uczuł, że to byłoby daremnem, że w tej chwili ona miała na ustach słowa, których nie chciał usłyszeć.
Dzieńto był pamiętny w pałacu Horeckich; dnia tego ugięła się wola hrabiego Feliksa, a hrabina Marja uchybiła wszystkim prawom grzeczności i etykiety. Cóż mogła pomyśleć o niej przyszła jej rodzina?
Amelja nie uspokoiła się tak łatwo. Istność jej cała podobną była do jeziora poruszonego do głębi nawałnicą. Jakieś myśli, jakieś marzenia dawno zapomniane mąciły jej duszę, wyrywały się na jaw