Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Bożek Miljon.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

których celem jedynym jest przeigrać życie, nie domyślając się nawet otchłani jakie ono kryć może.
Żelazny uścisk nędzy starł we mnie na miazgę starego człowieka; potrzeba nauczyła mnie myśleć, konieczność — pracować. Niemiłosierna szkoła nieszczęścia mogła zabić mnie moralnie, równie jak fizycznie, a jednak inaczej się stało; po pierwszych chwilach odurzenia zacząłem przychodzić do siebie; nowe siły żywotne budziły się we mnie w zetknięciu z rzeczywistością. Pozostawiony sam zupełnie, nauczyłem się rachować li tylko na siebie samego. Rozwijałem się na duchu, i wzrastałem moralnie wśród twardych warunków życia.
Przechodziłem chwile straszne! mierzyłem się oko w oko z widmem szaleństwa, samobójstwa — aż w końcu z dziecka stałem się człowiekiem.
I dziś gdy spoglądam po za siebie, gdy przypominam sobie tę przeszłość mroczną, gotów jestem błogosławić nieszczęściu, które zmusiło mnie wejrzyć w siebie, które odsunęło przedemną zasłonę świata, i zdarło maskę z twarzy i serc ludzkich. Lata przeminęły od dni które wspominam, a gorycz ich jeszcze jest w ustach moich.
Powoli jednak w myśli mojej pojęcie człowieczeństwa rozwinęło się w całej potędze, osobista zawziętość i osobista krzywda stopiły się w uczucie pogardy. Ale walka pomiędzy mną a stryjem nie skończyła się dla tego; ona trwać musi, dopóki spra-