Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niechże mu sześćdziesiąty rok wieku dochodzi,
Wino w bigos do kuchnie, on się w piekło godzi.
Wino octem do zapraw, człek i sam bigosem,
Tamto pleśnią, ten siwym wierzch okrywszy włosem.


Kto pod kim dołek kopie, często weń sam wpada.

Wpadł mój kmieć, kiedy kaczki nieostrożnie siąga,
Obaczywszy, że wiśsi, na rękach u drąga.
A ty coś w dole wilczym miał za sprawę, chłopie?
Któż tak jest głupiem, że go sam dla siebie kopie?
Bo mu zimna, głęboka nie dała stać woda,
Gdzież nieszczęście, gdzież miejsca nie znajdzie przygoda?
Na zwierzówem go robieł, aż ja sam dziś bobrem
Moknę — rzecze — co gorsza, że [z] złomanym ziobrem.
Nie trzebaż dołu kopać, myślę, wszędy go ma
Pod sobą każdy człowiek i w drodze, i doma.
Cały świat mu dołem jest, cały świat na zdradzie:
Cokolwiek przed się bierze, niech wie o upadzie
Lub głową, lub rękami; na myśl mu nie padnie,
Jakiem kształtem, aż skoro obaczy się na dnie.
Chłop z dołu po drabinie wilczego wychodzi;
Po uszy w swym do śmierci nieostrożny brodzi.
Pełne takich ratusze, pełne takich dwory,
Zwłaszcza do nieuwagi że będzie kto skory.
Niech szuka ostrożności wszelkiego sposobu
W sprawach potocznych, przecięż nie uchroni grobu.
Każdego ten dół czeka, nie pomogą mury:
Musi w niem być, choćby kto stąpał z tablatury.
Tu, radzę, niechaj wszytkie swoje zmysły zbierze,
Żeby z niego w głębszym nie bobrował jezierze.