Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trefnisiowie lekkimi żartami niech śmieszą,
Dość kijowej pokuty na nich, jeśli grzeszą.
Precz pochlebstwo, którym się drudzy chcą przymilić!
Chybabyś chciał sumnienia i cnoty uchylić.
Koniec rozmowy — pańskiej całowanie ręki,
Czego że godnym sądzieł, uniżone dzięki.
Więc że każda rzecz, która lubo się języka:
Oczu, nosa lub uszu w [naszych] zmysłach tyka,
Wprzód smaczna, dalej syta długim używaniem
Powszednieje, aż brzydnie, dlatego, mym zdaniem,
Nie częstoby zażywać konwersacyi dworskiej:
Początek zwykle słodki: koniec bywa gorski.


Dwaj trzeciego prowadzą, czwarty stawia nogi.

Kto łaskaw, kto w niem kocha, kto mu życzy zdrowia,
Niechaj duszkiem wypije, niech nie rozpołowia.
I pijemy ze stratą swego do womitu,
Lejąc w się bez wszelkiego trunek apetytu.
Kogo nie stać na wino, — gorzałkę i piwo,
Choć łeb nazajutrz boli, na żołądku ckliwo.
Czymsi gorszym od bydła stawamy się bowiem,
I rozumem, nie tylko przypłacamy zdrowiem.
Choć nikt nic za to nie da, dość łaski uczyni,
Że opoiwszy równym uczynił się świni;
I ta bez apetytu, okrom samej wody
A pomyj, dadząli jej, wywarzywszy słody,
Nie pija; robi, prawda, ludziom szkodę w brogu,
Ale daleko większą człek w kościele Bogu.
To mniejsza: spadszy z konia, kto poł[am]ał ziobra,
Często kark; to zła, że zbył najwyższego dobra.