Strona:PL W klatce.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ona w czasie nabożeństwa, strzelała oczyma po kościele?
— A jakże, i na własne oczy widziałam, jak w kościele chichotały się z tą Dembowską, co to już teraz nosa do góry zadziera, dla tego, że z wielką panią jeździ.
Biedna Magdzia, ani spodziewając się, iż była przedmiotem czyjéj rozmowy, szukała tymczasem spojrzeniem kogoś, którego ciągle, jak nie było, tak nie było, a panie, mówiąc o chichotaniu i strzelaniu oczyma, zapomniały o tém, iż tłum ludzi nie dozwolił im nawet ani razu ujrzéć pani Warskiéj w czasie nabożeństwa.
— Albo i teraz — zaszeptała jeszcze Jęczmionkowska — czy sąsiadka widzisz, jak z pod oczka patrzy na pana Wiercińskiego?
— Zwyczajnie kukietka! Zaprowadzi z nim zaraz romans, sąsiadka zobaczysz.
Zenobie! Zenobie! — ozwała się Elfryda do siostry, siedzącéj blizko drzwi wchodowych — fermez la porte, car il fait des vents.
Bien ma chère — odrzekła Zenobia, płynąc ku drzwiom.
— Boże mój, Boże! — szepnęła panna Zuzanna pani Owsickiéj — jakaż to śliczna ta pani Warska! Rychtyk taka sama śniła się mnie w dzień świętych aniołów-stróżów, niby-to przyszła do mnie i mówi...
— A czy wiész, panno Zuzanno — przerwała Sze-