Strona:PL W klatce.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielką salaterkę, z któréj rozchodził się zapach zawijanych zrazów.
Panienki szybko pobiegły ku domowi, bo wiedziały, że ojciec nie lubił czekać, i gdy mu się to kiedy zdarzyło, gdérał straszliwie.
Zaledwie weszły do jadalnego pokoju, w którym, koło nakrytego i jedną świécą oświetlonego stołu, stały proste, czerwono malowane krzesła, z innych drzwi wszedł pan Dembowski.
— Cicho, dziewczęta! — rzekł — matka niezdrowa, położyła się.
— A co to mamie? — zawołała Magdzia, biegnąc już ku drzwiom pokoju matki.
— Nie idź tam, mosanie tego, może zasnęła. Przeziębiła się widać i dostała bólu głowy i dreszczów.
— Już to mama od kilku dni nie jest zdrowa — zauważyła Antosia.
I posmutniałe nieco dziewczęta zasiadły z ojcem do wieczerzy; niemniéj jednak z wiejskim i młodym apetytem zmiatały z półmisków i salaterek zrazy zawijane i kaszę gryczaną ze szwedami.
Kilka chwil przedtém pani Warska, po chwilowéj rozmowie na ganku z dzierżawcą swoich dóbr, powiedziała mu grzeczne: do jutra! i wbiegła do oświetlonego wnętrza swego domu.
Wnętrze to odpowiadało wytwornością i smakiem zewnętrznéj stronie jodłowskiego dworu. Piękna dzie-