Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcesz pan jeszcze? — zapytała cicho Japonka.
Wachlarz szeleścił cicho i rozwiewał chłód orzeźwiający. Czułem to, słyszałem głos, ale nie śmiałem otworzyć oczu, bo nie wiedziałem dobrze, gdzie jestem. Dopiero, poczuwszy poprawianie poduszki pod głową, otworzyłem oczy i machinalnie wziąłem fajkę do ust i jeszcze raz długo wciągałem dym w siebie.
To samo wrażenie zapadania się i przebudzenia.
Byłem na morzu. Czułem, że płynę rozkrzyżowany, miałem zwykłe kształty.
Zdawało mi się wtedy, jak i dzisiaj, kiedy to piszę, że mam zupełną przytomność.
Płynąłem, nie zdając sobie sprawy, skąd się wziąłem. Widziałem jasny błękit nad sobą, słońce i zielone wody oceanu, czułem pieszczotliwe muskania wiatru, słyszałem odległy szum fal, bijących o jakieś skały, mewy z krzykiem przeciągłym unosiły się nade mną, później ogarnęła mnie wielka cisza, jakby wszystko obumarło i oniemiało. Morze się rozstąpiło pode mną, i zleciałem w głąb na jakąś taflę wody, a z tej spadałem wciąż coraz niżej. Zielony mrok przesłaniał mi wszystko, widziałem przez wodę, że niebo jest czerwone, a słońce pomarańczowe — i spadałem. Ani strach, ani ból, ani zadziwienie nie poruszyło się we mnie. Potem płynąłem jakąś wewnętrzną rzeką Oceanu, przepływałem doliny, pełne skał, roślinności dziw-