Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Położyła palec na ustach tak tajemniczo, że się obejrzał, nikogo jednak nie dojrzał, tylko las kołysał się ciężko, przez wybrzeżne skały i araukarje, ocean czerniał, niby chmura spiętrzona i rozchwiana, wicher zamiatał coraz potężniej, dzika wrzawa fal huczała pod skałami.
Nie mogli mówić, radość, przesycona lękiem, oczekiwaniem, drżała w nich tak potężnie, że szli coraz wolniej, przysuwając się do siebie, i już ręce się chwytały bezwiednie i parły się ramiona, gdy ona odsuwała się szybko, odwracając zmieszaną twarz i rozgorzałe oczy, wzdychała przeciągle, trwożnie znowu wysuwając się naprzód.
Ale nie uciekła, nie zdołała, nie miała sił, szła prawie nieprzytomna i tak wyczerpana, jak te drzewa rozprażone upałem, i tak bezwolna, ociężała w sobie, jak te kwiaty hortensji, po których wlokła rozpaloną dłonią, tajemniczym zgiełkiem przepełniona i wirami boleśnie prężących się sił, jak ocean. Jakiś niemy a potężny krzyk wzbierał w jej sercu i wrzał w każdym nerwie, krzyk życia, krzyk sił rozpętanych, jak te fale, przewalające się z hukiem na wybrzeżach, iż zapomniała o wszystkiem, zasłuchana w siebie, przerażona i porywana jednocześnie, ale szelest kroków i jego oczy palące budziły ją.
Doszli do zamku, nie wymówiwszy ani jednego słowa, dopiero na podjeździe przystanęła nagle z jakąś prośbą w pobladłych i łzawych oczach, usta jej drżały, a w twarzy rył się niepokój, ale