nagich, wysuniętych w morze skał, stanowiących ochronę dla zatoki, gdzie tuliło się kilka rybackich chat.
— Pogoda pewna dzisiaj, można jechać po południu na morze? — pytał jakiegoś staruszka, grzejącego się na słońcu.
— Wiatr z morza suchy i rozpalony, na przypływie może być burza.
— Znacie Czerwone Skały?
— Znam. Jest tam grota z cudowną Matką Boską, pół Bretanji tam chodzi na odpust we wrześniu. Złe miejsce, choć cudowne, dosyć się tam już rozbiło statków i potopiło ludzi…
— A grota leży wysoko?
— Pod samemi skałami, na linji średniego lipcowego przypływu, idzie się dołem, ale trzeba wracać w połowie przypływu, bo potem woda zalewa przejście… a niema ucieczki… głąb, albo sto metrów gładkiej, jak szyba, ściany! Wielu już przypływ złapał i wciągnął. Znam dobrze to miejsce, tam się łowi największe homary, bo tam polują na głowonogi.
— Ale na zwykłym przypływie niebezpieczeństwa niema?
— Nie, tylko trzeba przeczekać, aż się skończy, ale dzisiaj nie radzę, morze złe… za bardzo świeci, złe…
Nie pytał już więcej, powrócił do zamku i siedział w czytelni, zatopiony w rozmyślaniach jeszcze chwiejnych i niepewnych, bo często się zrywał i pa-
Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/046
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.