Strona:PL Władysław Stanisław Reymont - Pisma - Tom 32 - Ave Patria.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez który przesiewały się ostre plamy słońca, słodki zapach gryki kwitnącej zalatywał z za płotów.
Ogarnęła ich głęboka, uroczysta i chłodna cisza, kosy gwizdały w gąszczach, a czasem daleki szum morza przesiewał się przez drzewa lub niewiadomo skąd płynący ryk bydła.
Szli wciąż w milczeniu, przejęci wilgotnym chłodem cieniów, pełni ciszy i uroczystego drżenia, oboje czując, że zbliżają się zwolna do czegoś niewiadomego, do jakiejś wymodlonej w milczeniu chwili.
Przesuwali się, jak cienie, wskróś nierozplątanego labiryntu dróg, żywopłotów i mrocznych sadów, niekiedy przez pnie drzew złociły się pola dojrzewającej pszenicy, to jabłoniowe sady zwieszały nad jasnemi trawnikami gałęzie, obciążone czerwonym owocem, to miejscami fiolet śliwek majaczył w mrocznych głębiach, a gdzie znów szarzały granitowe ściany domów i dachy pokryte bluszczem.
Na pstrych rozstajach, w cieniu odwiecznych dębów, wznosiły się granitowe krzyże i patrzyły Chrystusy polichromowane i obwieszone powiędłemi wiankami kwiatów.
Oślepłe, zielonawe wody kałuż, nigdy nie wysychających, taiły się w wiecznych cieniach dróg, jak czatujące oczy.
Szli coraz bliżej siebie, chwilami, bezwiednie spotykały się ich dłonie rozpalone, to dotykali się